wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 14

-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- spytałam Steva. Oglądaliśmy film w ciemnym pokoju ale bardzo wyraźnie widziałam jego twarz oddaloną o kilka metrów. Jak się nie mylę gapił się na mnie od kwadransu. Gdy to powiedziałam natychmiast odwrócił wzrok na ekran.
-Tak tylko, się zamyśliłem.- odparł- znalazłaś coś interesującego w księdze?
-Szczerze, to nawet jej jeszcze nie otworzyłam. - skłamałam.
Bez słowa wstałam i poszłam do swojego pokoju. Połorzyłam się na łóżku ale po chwili wstałam i podeszłam do komody. Leżała tam ksiega otwarta na stronie która czytałam. Stevie musiałam powiedzieć ze jej nie czytałam, nie chciałam zeby się dowiedział co tam pisało. Chwyciłam księge i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na tekst "Shintzy nie może narażać innych, kochając kogoś, naraża go na śmierć. K."
-A co jeśli ktoś naraża się z własnej woli? Eh...-powiedziałam sama do siebie.

Poszłam do łazienki i błyskawicznie przygotowałam się do snu, chwile potem już leżałam pod pierzyna z Dillem przy nogach. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to kim jestem. Życie z świadomością że jest się zdolnym do żeczy których zwykły człowiek nie może uczynić, było jakieś takie...przerażające. Tym bardziej że ja "tych rzeczy" jeszcze nie umiałam dokonać... Jeszcze bardziej przerażające było to że...nie mogę kochać Steva. Za dobrze nie rozumiem tego że Shintzy kochając naraża tą osobę na śmierć ale wolałam nie ryzykować...Uczuć nie mogę zmienić, ale może to samo mi minie? Wątpię. Właściwie to sama nie wiem czemu zakochałam się w Stevie...Dlaczego to musiało się wydarzyć, nie wiem. Przy nim czuje się bezpieczna...Czuje, że mogę przy nim wszystko. Kochać, z mojej perspektywy nie znaczy być z kimś...Najgorsze jest to ze tylko ja do niego to czuje..
Co ja wogóle sobie myślę?
Przecież nawet gdyby on mnie kochał nie moglibyśmy z sobą być...
-Katherine, może wiesz dlaczego nie mogę z nim być?
Nie musiałam długo czekać, wiedziała że ledwo co pomyśle czy wymówie jej imię, ona się zjawi.
-Bo za duże jest ryzyko- powiedziała. Usiadła na skraju łóżka i spojrzała się w ciemną przestrzeń.
-Jakie ryzyko?- podniosłam się i przysunęłam się do niej. Dziewczyna spuściła wzrok.
-My, Shintzy jesteśmy zbyt potężne, jeśli można tak to ująć. Nie możemy kochać, bo narazimy te osobę na śmierć. Sama widzisz jakie masz problemy z Zdobywcą. Jeśli on będzie sprytny i zapragnie twojego poświęcenia bardziej niż czegokolwiek, użyje osobę przez ciebie pokonaną, przeciwko tobie.
-Nie rozumiem- powiedziałam wprost. Objęłam ramionami kolana. Spojrzałam na Dilla, który otworzył oczy. Błyskawicznie wstał i zeskoczył z łóżka, tylko po to zeby zacząć syczeć na Katherine. Zeskoczyłam z łóżka i chwyciłam go rękoma, zaniosłam na kanapę w salonie. Steva już tam nie było, wróciłam do pokoju. Znów usiadłam na tapczanie i zaczęłam słuchać tego co mówi Katherine.
-Mówiąc wprost, Zdobywca bez wahania zabiłby Steva.-wyszeptała.
Że co? Skąd ona wie...
-Słysze twoje myśli- nie skończyłam zdania a ona mi odpowiedziała.
-Zapomniałam.
W tym samym momencie, katherine zrobiła coś czego bym nigdy się nie spodziewała. Objęła mnie.
-Jak?
Ufasz mi, stajemy się podobne, od co.
-Mam pytanie...?- zaczęłam niepewnie.

Tak? -znów usłyszałam, tak jakby nie chciałoby się jej tego powiedzieć.
-Właściwie to dwa pytania...Jak mówiłaś dlaczego nie mogę pokochać kogoś, wydawało mi się że ty...-nie dokończyłam, nie musiałam.
Tak, ja też kogoś pokochałam. Lecz to co się stało...Tego nie dało się przewidzieć.
-Jeszcze jedno... Ile ty... żyłaś lat?- sama nie wiem czemu mi to przyszło do głowy, chyba to ta moja ciekawość...

Shintzy się nie starzeje, ale można ją zabić. Ja wyglądałam tak około 960 lat, skończyłam się starzeć gdy miałam 22 lata. Kiedy umarłam, ty się urodziłaś.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 13

Dojechałam na miejsce. wyszłam z taksówki, zapłaciłam i poszłam pod drzwi jego mieszkania. Długo przed tym zastanawiałam się czy zadzwonić, ale w końcu to zrobiłam i umówiliśmy się na spotkanie, a teraz stałam pod jego drzwiami. Nacisnęłam na dzwonek i od razu rozległ się dźwięk.
-Dzień dobry, jest Tomas?- spytałam gdy otworzyła mi jego mama. Miała siwe, gęste włosy. Nie udało jej się ukryć zmarszczek pod makijażem. Podkreśliła niebieskie oczy, kreską.
-Już na ciebie czeka w swoim pokoju, zapraszam- powiedziała, jak zawsze uprzejmie wpuszczając mnie do środka. Od razu skierowałam się do pokoju Tomasa, zapukałam i weszłam. Stał przy oknie, wpatrzony swoimi dużymi oczami w ekran telefonu. Po chwili zorientował się że jestem za nim i schował telefon do kieszeni, obracając się w moją stronę. Miał średniej długości, blond włosy, rozczapirzone i ułorzone na gumę. Chłopak miał zawstydzony wyraz twarzy, dla niego to spotkanie też ni by o łatwe, tym bardziej ze nie wie dlaczego jego była dziewczyna przychodzi. Byliśmy z sobą około dwóch tygodni, z tym że ja nic do niego nie czułam. Nawet się nie całowaliśmy...
-Hej, fajnie cie widzieć- powiedziałam. Podszedł do mnie i podał mi rękę.
-Ciebie też.- zmienił wyraz twarzy na zniesmaczony.
-Co u ciebie słychać?- spytałam.
-Naomi, powiedz po prostu co chcesz. Nie jestem dzieckiem, nie ciackiaj się z mną.- powiedział wprost. Podszedł do łóżka i usiadł. Ja wciąż stałam pod drzwiami. Spojrzałam na Pułkę na której były książki. Przeleciałam po niej wzrokiem, ale trudno było znaleźć coś czego nigdy się nie trzymało.
-Dobrze, a więc szukam pewnej książki... koleżanka powiedziała mi że ty ją masz.
Spojrzał na podłogę, widać było że się uśmiechnął.
-A więc już wiesz? -wyszeptał.
-Zależy o co ci chodzi, ja tylko szukam książki.
Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Spojrzał mi się w oczy.
-Nie udawaj. Już wszystko wiesz, wiesz kim jesteś. Dlatego szukasz księgi Shintzy.-Zatkało mnie. Skąd on mógł o tym wiedzieć?- Nie mam jej.- dodał obojętnie.
Skąd ty to...?- nie skończyłam, domyślił się o co mi chodzi. W głowie pojawiło mi się tysiąc myśli, ale jedna była najpewniejsza, on ją potwierdził.
-Też jestem obdarzonym- posmutniał- i wiem że jesteś Shintzy, czuje to.- znów usiadł na łóżko.
-Jak to czujesz?- spytałam zdezorientowana... Wiem że ma moc ale nie wiedziałam ze inni mogą czuć że ja też.
-To skomplikowane- uśmiechnął się- mam inną zdolność. Wyczuwam jakie moce mają inni.
-No dobrze, ale gdzie jest księga? Potrzebuje jej.
-Dałem ją mojej znajomej, była dla mnie bez użyteczna.
-Hę?Znajomej??

*

-Miło cię poznać! Jestem Nelly! - wykrzyknęła piskliwie dziewczyna i mnie przytuliła.
-Ciebie również miło poznać, jestem Naomi.
-Ej dziewczyny- odchrząknął Tomas- Ogarniacie się. Nelly, masz to o co cię prosiłem?
Dziewczyna zdjęła swoją Torbę z ramienia i wyciągnęła z niej gruba książkę w skórzanej oprawie. Podała ją Tomasowi a on mi.
-Nawet w niej nic nie pisze, nie wiem po co wogóle mi ją dałeś.
Tomas podszedł do Nelly i połorzył jej dłoń na ramieniu.
-Po to...
-Nie ważne- przerwała mu strącając rękę Tomasa z jej ramienia - muszę iść. Pa.
Wyszła, a ja otworzyłam księgę.
-Rzeczywiście, tu nic nie pisze.- powiedział Tomas, wychylając się znad mojego ramienia.
-O czym ty mówisz? Każdy centymetr jest zapełniony, w języku włoskim.- powiedziałam przecierając dłoniom po kartce.
-Nic nie widzę, najwyrażniej tylko ty widzisz tekst- powiedział Tomas- co tam pisze?
-Pisze tu że kontrolować moje moce, nauczyć mnie może tylko członek rodziny który poświecił swoje moce dla mnie.- przeczytałam.
-Kto to?
-Nie wiem- zamknęłam księgę.