czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 8

*Steve*

Nie mogłem zasnąć, wciąż zastanawiałem się jak ona to zrobiła. Jak udało jej się mnie wskrzesić? To było niesamowite, nawet najbardziej wyćwiczone umiejętności nie przynoszą takich rezultatów. Przecież ona nawet nie umie panować nad swoimi mocami, więc pytam się: jak? 
Kiedy obudziłem się mówiono mi ze byłem martwy, ze zabił mnie zdobywca. Nie wiem, nie pamiętam.
-On ma niesamowite umiejętności, lecz nikt nie wie jak to możliwe ze zabiera komuś moce- tak go opisuje wujek Noemi...
Noemi... Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić jak okazać jej wdzięczność kiedy się obudzi. śpi już dwa dni. Musi być wyczerpana. Jest Shintzy, potężniejsza od jakiego kolwiek z obdarzonych. Ale ona w to nie wierzy. Niedługo się przekona kim naprawdę jest, co umie. Przecież to nie możliwe żeby nie zauważyła nic. żeby nie widziała swoich zdolności. 
Znów gdy o niej myślałem, po ciele przeszły mi przyjemne ciarki. Kocham ją- to dlatego się o nią martwię. Wiadomo jak to bywa... Jestem chłopakiem i moze to dlatego nie umiem powiedzieć jej o swoich uczuciach. Ale czy to świadczy o tym ze jestem Tchórzem? Nie. Po prostu boje się że ona mnie odrzuci. 

*Noemi*

Twarda kanapa gniotła mi kości. Jezu... jaka ona jest niewygodna. Huczało mi w głowie i powoli zaczęłam sobie wszystko przypominać. Zdobywca był u mnie, zabił steva ale go powstrzymałam.
-Stev! - wydusiłam, błyskawicznie otwierając oczy i podnosząc się z kanapy. Już miałam łzy w oczach. Przecież Steve nie zyje.
-Cii. Jestem tu - usłyszałam jego głos. Co? To niemożliwe, przecież on umarł. Obróciłam głowę i go zobaczyłam. Ubrany był w skórzaną kurtkę, idealnie przylegającą do jego klatki piersiowej, oraz w ciemne rurki i czerwoną koszulkę z napisem "78 BEST EVER " Ścioł włosy, teraz sterczały mu na wszystkie strony ułożone na gumę. Jak zawsze niesamowicie przystojny z niewzruszonym wyrazem twarzy. Ale długo nie wytrzymał, po chwili wytrzeszczył zęby w szeroki uśmiech. Przebiegł kawałek dzielący nas i mocno mnie objął. Poryczałam się.
-Jak to możliwe....?- Ledwo co spytałam przez łzy. Odsunął się kawałek tak żebym mogła zobaczyć jego twarz.
-Nie wiem, ale chyba ważne ze tu jestem, prawda? - powiedział przecierając mi łzy z policzka.  Uśmiechnęłam się. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie- Noemi...? - spytał Steve a ja spojrzałam się na niego, był zmartwiony.
-Tak? 
Spuścił wzrok.Coś go gryzło.
-Musisz wiedzieć, ze gdy się poświęciłaś, straciłaś moce. - powiedział wprost.
-Ale ja i tak ich nie za bardzo nie widziałam, i szczerze to chyba nie za bardzo w to wierze...- wkurzyłam go. Położył mi dłonie na ramionach i wbił mi w szyje palce.- Ał! To boli- nie posłuchał. Nie puścił.
-Czy ty wogóle się słyszysz? Trzy dni temu leżałem tu martwy a ty mi przywróciłam życie. Za cholerę nie wiem jak ale czy do ciebie nie dociera ze jesteś obdarzoną? I to najpotężniejszą jaka istnieje. Nie zdajesz sobie z prawy jaki to obowiązek. Wyobraź sobie, jeśli przywróciłaś mnie do życia to co jeszcze potrafisz robić? -powiedział to oburzonym tonem, patrząc mi się głęboko w oczy.
-Puść mnie! To boli - wydarłam się, posłuchał. Opuścił ręce i nadal się na mnie patrzył - Masz racje, nie jestem niczego świadoma i chyba nawet nie chce! Jeśli tak ma być dalej to dziękuje bardzo! Nie chce żeby komuś działa się krzywda! Dobra, wierze ze jestem tym całym kimś ale tego nie chce! -wykrzyknęłam i znów się popłakałam. Stev chciał mnie pocieszyć ale się wycofał.
-Wiem ze w to nie wierzysz- spojrzałam się na niego - ale powinnaś. Nie mozna się oszukiwać ze czegoś nie ma.
- Nie chcę w to uwierzyć, bo to jest nienormalne.- powiedziałam a on przytaknął- i nic mnie do tego nie przekona. Chyba musisz już iść.- podeszłam do drzwi i otworzyłam mu je. Wyszedł. Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się i walnęłam na łóżko.Po kilku minutach usłyszałam mruczenie przy uchu. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam Dilla.
-Czy on nie rozumie ze mi na nim zależy? - Spytałam się kota, tak jakbym spodziewała się odpowiedzi - że go kocham? -kot w tym momencie spojrzał się na mnie swoimi wielkimi oczami. Otarłam oczy i kontynuowałam swój "monolog do kota" - A i wiesz co? Przecież oni mówili ze jak się poświęca to się moce traci. Przecierz ja nie oddałam mu swojego życia tylko "zwróciłam mu jego własne" więc nie straciłam tych mocy, chyba? - podciągnęłam się na łoźko i okryłam kołdrą. Dill położył się na kołdrze przy moich nogach. Sama już nie wiem czy mam wierzyć im w tą całą bzdurę? Przecież takie coś się nie dzieje w normalnym życiu. Nieraz widziałam to w filmach Fantazy czy jakiś bajkach ale nigdy nie słyszałam o czymś takim w życiu. Ale...moze powinnam im uwierzyć? Przeciez na własne oczy widziałam co ten Zdobywca robił Stevie, a przed tym co Eve robiła mi. Przeciez to niemożliwe żeby taka spora grupa ludzi zebrała się chcąc mi namieszać w głowie...Moje rozmyślenia przerwał mi dźwięk stukania w drzwi.
-Otwarte! - powiedziałam zanim się obróciłam i zobaczyłam Pietera. - Co jest?
Brat spojrzał na mnie i bez słowa podszedł, wchodząc pod kołdrę i przejmując drugą poduszkę, przytulając się do niej. Jak na starszego ode mnie zachowywał się czasami jak dziecko.
-Słyszałem co się stało - powiedział spokojnie, przewracając się pod niebieską pierzyną tak żebym mogła zobaczyć jego twarz. Uśmiechał się- Jestem dumny.
No dobra, pogięło go.
-Niby z czego? Z tego ze wpuściłam tu jakiegoś gościa co zabił Steva, tak jakby nie do końca?
Pieter cmoknoł i pokręcił przecząco głową.
-Nie, z tego ze go uratowałaś. Wiem, wiem, ty w to nie wierzysz ale niedługo się przekonasz.-wyszedł spod kołdry- a, i jeszcze jedno - dodał - chyba powinnaś skupiać się na pozytywach a nie widzieć tylko złe strony danej sytuacji, siostrzyczko. - powiedział i wyszedł.
Usiadłam na łóżko i spojrzałam na Dilla, on również spoglądał się na mnie. Pogłaskałam go, mam wrażenie jakby on był moim aniołem stróżem,a przydałby się taki. Kot wstał, przeciągnął się i wyszedł z pokoju.
-Nareszcie- usłyszałam nieznajomy głos za plecami. Odwróciłam się i zamarłam. Po drugiej stronie łózka stała biało-włosa dziewczyna. Była ubrana na szaro-biało, strój zlewał się kolorystycznie z kolorem jej karnacji. Była bardzo blada. Miała szare oczy i głęboko osadzony nos. Była piękna- Nareszcie możesz mnie zobaczyć- powiedziała swoim cienkim głosikiem.
Było coś jeszcze, coś co normalnie wzięłabym za przewidzenie, ale nie po tym co widziałam kilka dni temu, w co teraz bez wątpliwie wierzyłam. Dziewczyna miała skrzydła.

2 komentarze:

  1. Steve żyje Steve żyje lalalalala :D aż chce się czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Steve ożył, jeeeeej ! ^^
    Czekam na nexta *o* ! Nie mogę się doczekać już C:
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń